Powieść historyczna

Tam, gdzie prowadzi miecz – Bernard Cornwell „Panowie Północy”

Nie skłamię, jeśli powiem, że „Panowie Północy” Bernarda Cornwella, to obok „Africanusa. Wojny w Italii” Santiago Posteguillo,  książka na którą czekałam w tym roku z olbrzymią niecierpliwością. „Panowie…”, to trzeci tom sagi „Wojny Wikingów”, czyli cyklu napisanego z ogromnym rozmachem i dużą swadą. Cyklu, który zdominował mnie bez reszty.

Bernard Cornwell w Polsce jednak najbardziej znany jest nie z „Wojen Wikingów”, a z innego cyklu powieści, opisujących kampanie Richarda Sharpe’a, rozgrywających się w czasach napoleońskich.

Siła jego literatury polega na fantastycznych wręcz opisach batalistycznych, brawurowych opisach walk i szerokim kącie widzenia, umożliwiającym czytelnikowi spojrzenie na dany aspekt z wielu wcześniej nieodkrytych i niedostrzegalnych stron. Barwny język i wciągająca fabuła zdecydowanie przemawiają do wyobraźni czytelników. Cornwell genialnie łączy fikcję literacką z historią, tworząc niepowtarzalny styl i rozkochując w swojej literaturze coraz to nowych czytelników. Nie bez powodu zatem jego książki trafiają na listy bestsellerów New York Timesa.

Jest rok 878. Chwilowo ustają walki pomiędzy Duńczykami (Wikingami), a Anglosasami. Następuje okres względnego przestrzegania zawartego pokoju pomiędzy królem Alfredem a duńskimi najeźdźcami, jednak obydwie strony wiedzą, że ten stan rzeczy nie może potrwać długo. W świecie wielkiej polityki, względnego status quo i planowania strategii na przyszłość, ponownie spotykamy Uhtreda, Anglosasa wychowanego przez Duńczyków. W pogoni za mordercami swojego przybranego ojca, w desperackiej walce o odzyskanie zrabowanych przez własnego stryja włości, miotany wątpliwościami i skrajnie różnymi emocjami Uhtred ponownie dokonywać będzie musiał trudnych wyborów. Będzie musiał odpowiedzieć sobie na szereg pytań i rozstrzygnąć wiele rozdzierających go od wewnątrz problemów. Po czyjej stronie się opowiedzieć, jaka jest cena przyjaźni, czy można wybaczyć zdradę w imię wyższych wartości, w końcu czy miłość można pogodzić z wojną i rozlewem krwi. Uhtred na własnej skórze przekona się jaki los spotyka niepokornych i że jest tylko niewiele znaczącym pionkiem wśród bezdusznych panów. Ale jak na niepokornego Anglosasa o duszy Duńczyka przystało, pokaże wszystkim tym, którzy wyrządzili mu krzywdy, że nie jest chłopcem na posyłki, a o swoje prawa potrafi się upomnieć i jeśli trzeba, wyrwać je mieczem. To wszystko sprawi, że jego miecz nieprzerwanie będzie prowadził go w strony rodzinne.

„Panowie Północy” to powieść historyczna doskonale oddająca ducha epoki. Z jednej strony Cornwell ukazuje grozę wojny, z drugiej wiarę bezmyślną i ślepą, wręcz naiwną i bezdennie głupią z punktu widzenia współczesnego człowieka.

Obraz Wikingów, dzikich, nieposkromionych z nieprawdopodobnym zamiłowaniem do życia i jego uciech, przeciwstawiany jest zabobonnemu stylowi życia Anglosasów, hipokryzji i świętoszkowatości. Inne style życia, a w gruncie rzeczy te same cele i dążenia obu stron ukazują tło konfliktu i pozwalają na dokonanie własnej oceny faktów. A fakty są jak świat stare i druzgocące: nie ma ludzi bez skazy, każdy niezależnie od religii, światopoglądu, czy czasów w jakich żyje, dąży do osiągnięcia własnych korzyści, choćby musiał po drodze usunąć przeszkody w postaci innych, niewygodnych ludzi.

Powieść Cornwella to nie tylko opowieść o wojnie sasko-wikińskiej. To także historia zmagań chrześcijan z poganami, starcie dwóch światopoglądów, które nie są skore do osiągnięcia kompromisu.

Jest powieścią pełną zwrotów akcji, prawdziwą przygodą i jednocześnie niezłą strawą dla złaknionego interesujących historii czytelnika. Akcja toczy się z wielkim rozmachem: rozgrywa się raz na polu bitwy, innym razem w spokojnej okolicy, za chwilę zaś na pełnym niebezpieczeństw morzu. Dzieje się wiele, szybko i zaskakująco. Czytając, nie ma się chwili wytchnienia, podążając za opowieścią Uhtreda. Irytujące są jednak dość częste powtórzenia niektórych wątków, wspomnień, ważnych wydarzeń w życiu Uhtreda, czy jego myśli sprzed lat. Słuchając kolejny raz wyjaśnień, czym były Kroczące Cienie, podnosiło mi się ciśnienie. Jest to oczywiście na tle całości zaledwie mała rysa, małe niedociągnięcie, które staje się nieważne patrząc na całokształt. Bo za powieścią Cornwella przemawia również i piękny, stylizowany na archaiczny język. Choć dużo tu zwrotów dziś już nieużywanych i zapomnianych (obślizgły chmyz, podbechtywać, etc.), czyta się to kapitalnie i zrozumiale, bo trudniejsze zwroty wpleciono tak w kontekst, że zrozumie je nawet 10-latek.

Choć książką jestem zachwycona, to obiektywnie oceniając, wypada ona nieco słabiej w porównaniu z poprzednimi dwoma tomami. Nie znaczy to bynajmniej, że jest słaba. W żadnym wypadku! To doskonała lektura, którą pochłoniecie tak szybko, jak Odyn pochłania wrogów Uhtreda.

Mam nadzieję, że już niebawem ukaże się kolejny tom „Wojen Wikingów”, na który będę czekać z równie wielką niecierpliwością, z jaką czekałam na „Panów Północy”.

Ocena 5/5

Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości serwisu Sztukater.

2 komentarze do “Tam, gdzie prowadzi miecz – Bernard Cornwell „Panowie Północy”

  1. Ten Cornwell za mną chodzi… Ile ja już czasu sobie obiecuję, że przeczytam któryś jego cykl. Najchętniej przeczytałabym Trylogię Arturiańską… Ale zawsze coś innego pojawia się na horyzoncie…

  2. Czytaj, nie pożałujesz. Ja do Arturiańskiej też się przymierzam, ale na razie mam tylko 1 tom w domu i szkoda mi przed skompletowaniem zaczynać, bo będę się wściekać, że muszę przerwać w najlepszym momencie…

Dodaj odpowiedź do palanee Anuluj pisanie odpowiedzi